Pierwsza Msza święta - Ofiara i uczta.

A gdy nadeszła pora, zajął miejsce u stołu i Apostołowie z Nim. Wtedy rzekł do nich: Gorąco pragnąłem spożyć tę Paschę z wami, zanim będę cierpiał. Albowiem powiadam wam : Już jej spożywać nie będę, aż się spełni w królestwie Bożym. Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie połamał go i podał mówiąc: “To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę!” Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: “Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana.” / Łk 22,14-16, 19-20 /

Dwaj uczniowie byli w drodze do wsi, zwanej Emaus. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak, że Go nie poznali. (...). On rzekł do nich: “O, nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?”. I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej, lecz przymusili Go, mówiąc: “Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił”. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: “Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?”. /Łk 24,13-32/

Długo trwała pierwsza Msza św.

Rozpoczęła się wieczerzą pożegnalną w Wielki Czwartek w gronie najbliższych - uczniów, którzy towarzyszyli Jezusowi podczas Jego trzyletniej wędrówki. Po niej ciężka, “jak krople krwi” modlitwa w Ogrodzie Oliwnym w poczuciu trwogi przed męką oraz odrzucenia, niezrozumienia, osamotnienia i opuszczenia, nie tylko przez naród wybrany ale nawet przez ukochanych uczniów, którzy zawsze mogli liczyć na pomoc Jezusa a w tej tak trudnej dla Niego chwili woleli pospać. Potem noc spędzona na poniewierce po różnych sądach “od Annasza do Kajfasza” by po ubiczowaniu i drodze na wzgórze kaźni wśród dzikiego, złorzeczącego tłumu dotrzeć przed południem w Wielki Piątek do miejsca przeznaczenia - spełnienia i ofiary. Wreszcie około sześć godzin konania z bólu rozrywanego ciała, upływu krwi, systematycznego, powolnego duszenia się, zakończonego wołaniem: “Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego”.

Wszystkie te wydarzenia rozpamiętujemy podczas odprawianych wspólnie i indywidualnie Dróg Krzyżowych, Gorzkich Żali, staramy się z całego serca uczestniczyć we wspomnieniu tej pierwszej Mszy świętej, która, jak możemy się zorientować, trwała około 24 godzin (można by jeszcze ten czas rozciągnąć do poranka Zmartwychwstania). Czy byli jacyś uczestnicy tej Mszy? Oczywiście, bardzo wielu. “Obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, i Maria Magdalena”, oraz jeden uczeń Jan (reszta zwiała, być może przyglądali się biegowi wydarzeń z bezpiecznej odległości). Byli żołnierze - oprawcy, grający w kości i bawiący się cudzym kosztem, byli też drwiący i szydzący członkowie Wysokiej Rady, dwóch złoczyńców - towarzyszów Jego męki, ale najwięcej było gapiów bezmyślnie przyglądających się temu widowisku, nie potrafiących wykrzesać z siebie odrobiny współczucia. Byli również przypadkowi przechodnie, którzy przelotnie spojrzawszy na zbiegowisko szli dalej nie przerywając rozmowy jak taniej kupić i jak drożej sprzedać. Reszcie nie chciało się w ogóle wychodzić z domu i przerywać swoich zajęć z tak błahego powodu jak śmierć jednego więcej przybłędy.

Jakimi my jesteśmy uczestnikami Mszy św. - ofiary i uczty przygotowanej przez Jezusa? Czy przychodzimy by stanąć pod Jego krzyżem, współcierpiąc i spożywając owoce tej ofiary w Komunii św.? Może raczej wolimy przyglądać się z daleka, nie wnikając w istotę spełnianej ofiary, pozostając gapiami. Niektórzy zachowują się jak wspomniani żołnierze - podczas Mszy św. poza murami świątyni rozmawiając, dowcipkując, paląc papierosy(!), inni załatwiają swoje interesy, jeszcze innym szkoda czasu na takie “bezproduktywne” zajęcie i wcale nie przychodzą. Są tacy, którzy nie wchodzą do kościoła, stoją na zewnątrz bo jest im duszno. A czy Jezusowi podczas kilkugodzinnego konania w palącym słońcu nie było duszno?!! Czy nie był głodny i nie bolało Go “w krzyżu”? Naprawdę nie stać nas na odrobinę ofiary z siebie choćby z prostej wdzięczności, solidarności w cierpieniu, nie wspomnę o zadośćuczynieniu? To do nas mówi Jezus z wyrzutem: “Tak, jednej godziny nie mogliście czuwać ze mną?” Jeśli uczestniczenie we Mszy św. łączy się dla nas z jakimś trudem - tym lepiej! Łatwiej nam wtedy współodczuwać z Jezusem i wniknąć w sens ofiary, bez której nie ma miłości. Radośniej też uczestniczyć w Eucharystii, która jest dziękczynieniem, lekarstwem i wzmocnieniem w naszych codziennych niedomaganiach i zadatkiem zmartwychwstania. Oby i nasze serca pałały radością SPOTKANIA jak serca uczniów wędrujących do Emaus.

Wioletta Masiuda
Strona główna